niedziela, 15 grudnia 2013

I co z tego, że wyglądasz tak młodo, skoro czujesz się jakbyś przeżyła co najmniej siedemdziesiąt lat?

Liliana Aleksandrowicz, 

 mieszkająca w Berlinie Polka po tatusiu i Włoszka po mamusi.
Dwadzieścia dziewięć lat, a zegar nadal tyka!
Małe mieszkanie w centrum, tuż nad jedną z wielu kawiarni.

Wychowana przez nadal nieokiełznanego ojca - pisarza i aktora w jednym. Polaka, który po urodzeniu córki odciął się od rodziny, bo nie zgadzali się oni na związek z nikomu nie znaną Włoszką. Popełnił wielki błąd wyjeżdżając z rodzinnego Olsztyna, aż do Krakowa, bo jego ukochana tuż po miesiącu wspólnego życia wypięła się na niego i wróciła do Italii. On jednak uniósł się honorem i pomimo błaganiom matki został w Krakowie. Podołał najważniejszemu zadaniu, wychował sam, bez prawie niczyjej pomocy córkę. Córkę, która sprawiła mu wielką niespodziankę składając papiery na Uniwersytet Jagielloński na wydział medycyny, a nie aktorstwa w PWST.
Od zawsze uczyła się dwóch języków - angielskiego i niemieckiego, z czego tego drugiego zwyczajnie nie znosiła. Nie potrafiła zrozumieć, jak ludzie mogą się nim naturalnie posługiwać. Nie miała żadnych uprzedzeń do Niemców, w przeciwieństwie do jej krakowskich sąsiadów, którzy osób tej narodowości wręcz nienawidzili. I nadal pewnie nienawidzą. Popełniła jeden wielki błąd. Prawie taki sam jak jej ojciec kilkadziesiąt lat wcześniej. Tyle, ze ona z miłości nie wyjechała do innego miasta. Ona wyjechała do zupełnie innego kraju. A teraz czasami żałuje, a czasami wręcz przeciwnie. Kompletnie sama, opuszczona przez ukochanego już od sześciu miesięcy pani weterynarz, która ze wszystkich sił próbuje się wypromować.

And I wanna kiss you, make you feel alright
I'm just so tired to share my nights
I wanna cry and I wanna love
But all my tears have been used up
On another love, another love


[Wątki i powiązania, jak najbardziej taak. <3
Nawet te najdziwniejsze, o! Uprzedzam, że wolę zaczynać niż wymyślać. ;p
Tom Odell - Another Love.
Antoni, były narzeczony do oddania. :D]

19 komentarzy:

  1. [Śliczne zdjęcie, chociaż daleko jej chyba do trzydziestki ;> W takim razie w ramach powitania przybywam po wątek ;>]

    Walker

    OdpowiedzUsuń
  2. [Z pomysłami to u mnie przeważnie ciężko, ale jeśli ty zaczniesz to ja ostatecznie mogę pomyśleć ;> Zależy czy wolisz wątek bardziej spokojny czy trochę taki, żeby coś się działo?]

    Walker

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jakiś wypadek samochodowy? Ewentualnie coś podobnego, gdzie Chris i Liliana będą tymi od ratowania? Jeśli nie kraksa to zawsze może być napad z nożem czy coś, w każdym bądź razie chodzi oto, żeby byli świadkami, a nie sprawcami ;>]

    Walker

    OdpowiedzUsuń
  4. [Twoje zdjęcie też jest cudowne, mam z nim same dobre skojarzenia. <3 Na wątek oczywiście jestem chętna, zrobiłabym z nich sąsiadki, skoro obie mieszkają w centrum nad kawiarnią, w której pracuje Julka. Tylko że takie powiązanie to trochę za mało, żeby wymyślić sensowny wątek, więc pójdę krok dalej i: Julia w przypływie nagłej samotności pojechałaby do schroniska dla zwierząt, by kupić sobie czworonoga. Ale po kilku dniach pupil zacząłby wymiotować i przestraszona dziewczyna zapukała do drzwi sąsiadki weterynarza, nie wiedząc kompletnie, co zrobić. Wiem, niezbyt ambitny pomysł, ale potem możemy zrobić z nich znajome nie tylko od pożyczania cukru czy kawy, ale także od wspólnych pogaduszek na temat uczuć (obie straciły ważne osoby w swoim życiu), połączone przez wspólną miłość do zwierząt.
    Zastanawiam się tylko, jakie zwierzę bardziej by do Julii pasowało - pies czy kot. :D]

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubił siedzieć w swoich czterech ścianach, ale czasami wręcz musiał wyjść z mieszkania, chociażby po to, żeby siostra przestała mu truć. Zresztą czasami warto było zaczerpnąć świeżego powietrza, chociaż Walker najbardziej lubił przechadzać się w nocy. Wtedy najczęściej na ulicach było mniej ludzi, chociaż troszkę więcej menelków, ale akurat oni nie przeszkadzali mężczyźnie. Nie obawiał się też kieszonkowców czy innych rabusiów, którzy igrali z ogniem, bo sam potrafił się bronić i atakować. No i miał przy sobie broń, a to samo odstraszało potencjalnych przestępców. Tacy byli odważni.
    Tego dnia akurat wracał ze szkolenia, które prowadził w jakimś liceum. Nie był to szczyt jego marzeń, ale akurat potrafił znaleźć wspólny język z młodzieżą. Nie oznaczało to jednak, że bardzo lubił tam chodzić. Robił to, bo w jakimś stopniu musiał. I chociaż na chwilę zajmował czymś myśli, co było w jakimś stopniu dobre dla jego głowy. Wychodził z parku, gdyż wybrał drogę na skróty i jego uwagę zwrócił ostry pisk hamulców, co samo w sobie mogło zapowiadać kłopoty. A potem tylko huk i ogólne zamieszkanie.
    Mężczyzna nie musiał się zastanawiać, co robić, bo to miał we krwi. Po pierwsze ruszył biegiem w stronę zdarzenia, a w jego ręce już był telefon, dzwoniąc prosto na pogotowie. Jeśli było oczywiście co zbierać, czego jeszcze nie wiedział. Zatrzymał się dopiero przy jednym z samochodów i korzystając z rozbitej szyby przyłożył palce do szyi nieprzytomnego mężczyzny. Tutaj niestety nie było czego zbierać, szczególnie że nikogo więcej nie zauważył. Podał do telefonu adres i schował komórkę.
    - Odsuń się - powiedział do jakiejś kobiety stojącej przy drugim samochodzie i zaczął ciągnąć za klamkę, żeby otworzyć drzwi, ale te ani drgnęły. Bez zastanowienia wyciągnął broń i odbezpieczył ją. Zasłonił się lekko rękę strzelając w stronę zamka. Teraz drzwi można było otowrzyć na oścież i oczom Chrisa ukazała się kobieta, a z tyłu przerażona dziewczynka, na oko sześciolatka.
    - Odsuńcie się! - krzyknął w stronę zbiegowiska, które potrafiło tylko stać i się gabić w ogóle nie dostrzegając zagrożenia.
    - Wyciągnij dziecko - powiedział do kobiety, która jako jedyna wyglądała na dość kumatą z całego zbiegowiska. Sam oparł nieprzytomną kobietę na swoim ramieniu, żeby wyciągnąć ją z samochodu w miarę bezpiecznej pozycji, gdyż czuł zapach ulatniającej się benzyny. A co mogło znaczyć zbliżający się wybuch.

    Walker

    OdpowiedzUsuń
  6. [ Mogą wieczorami pić hektolitry wina, rozmawiać o niczym i wyganiać męża Mariny ;>]

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Tylko, że Marina to taki uparciuch, że i tak w tajemnicy by spotykała się z Lilką i w sumie może je teraz przypłapać czy coś takiego]
    Marina

    OdpowiedzUsuń
  8. [mam taki mały pomysł, ze może bardzo bardzo dawno temu Andreas znał jej ojca, bo robił jakiś film w Polsce i wtedy poznał też taką małą Lilkę i teraz Lilka jest już duża, ale on ma na nią oko? ;>]

    Andreas

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeżeli chodziło o samotość to Marina mogłaby płakać tylko i wyłącznie przez nią. Kto jak kto, ale ta kobieta nie potrafiła być sama. Tak samo jak nie potrafiła usiedzieć na jednym miejscu lub nie miec do kogo buzi otworzyć, a najbardziej to nie lubiła samotnych wieczorów. Dzięki Bogi, sto lat temu kolega Michaela okazał się przydatny i znalazł sobie taką przyjazną Polkę, która nawet Marinę pierogi lepić nauczyła bo to Kirschner zawsze taka zafascynowana nimi była. Liliana okazała się strzałem w dziesiątkę, więc Marina kompletnie nie rozumiała, dlaczego to Antek tak się zachował, a Michael zaczął dawać jej wytycznę odnośnie jej koleżanek. Marina jednak swój rozum miała, a czego mąż nie widział to jakby nie istniało ( stąd tyle pochowanych par butów w każdym zakamarku). Niestety wyjechał, i to na weekend, a Marina to nie za bardzo sobie sama radziła, dlatego nawet czekając na swoją ulubioną polkę upiekła prawie dwieście pierników, nie mogąc wysiedzieć na miejscu, a uradowana aż podskoczyła, słysząc dzwonek do drzwi.
    - Otwarte! - krzyknęła, umyła ręce brudne od ciasta i odpaliła papierosa, wędrując w stronę przedpokoju by przywitać się z przyjaciółką.

    Marina

    OdpowiedzUsuń
  10. O ile w nastoletnim wieku Julia mogła powiedzieć, że ma grupkę oddanych koleżanek, tak teraz – mając na karku lat dwadzieścia, bliskich ludzi zdolna była policzyć na palcach jednej ręki. Nie chodziło nawet o to, że miała trudny charakter, po prostu znacznie bardziej wolała przebywać w towarzystwie zwierząt, niż ludzi. Różnica polegała na tym, że te pierwsze nie raniły, nie rzucały słów na wiatr, a potem nie odchodziły. Do kotów można się było przytulić, a psy w gorsze dni poprawiały humor merdaniem ogonami i przyjaznym szczekaniem. Dawała im bezpieczny kąt oraz jedzenie, a one odwdzięczały się lizaniem po rękach czy łaszeniem do nóg. Problem polegał na tym, że odkąd odszedł Matthias, wolała otaczać się czworonożnymi przyjaciółmi, niż rodziną. Kilka dni po pogrzebie pojechała do schroniska i kupiła od razu dwa koty, by pustka w nowym domu nie była aż tak bolesna. Właściwie robiła wszystko, aby tylko nie myśleć o tym, że została sama, choć mieli żyć do końca świata i jeden dzień dłużej. Odpychała od siebie zarówno mamę, jak i znajome, które nagle zrobiły się wyjątkowe miłe, w każdą sobotę zapraszając na herbatę i ciasto. Czy było coś złego w tym, że choć raz chciała zachować się egoistycznie i być sam na sam ze swoim bólem? Nie zamierzała wysłuchiwać kondolencji, wytrzymywać współczujących spojrzeń, bo zamiast pomagać, tylko ją drażniły.
    Nowe mieszkanie nie oznaczało zapomnienia o narzeczonym, ponieważ on zajmował szczególne miejsce w jej sercu i to nie miało się zmienić nigdy. Nie przypuszczała, że wspomnienia nie dadzą spokoju nawet kilkadziesiąt kilometrów od miejsca pochowania Matthiasa; jego twarz pojawiała się przed oczami Julii za każdym razem, gdy tylko zamykała powieki. Próbowała się przekonać, że wszystko się ułoży i znajdzie nowych znajomych, może nową miłość, ale chwilę potem gryzła z bólu ręce, bo pierścionek zaręczynowy na palcu za nic nie dawała o sobie zapomnieć. A ona nie umiała go zdjąć i wrzucić do szkatułki ze starociami, czuła się, jakby pierścionek wrósł w skórę, wrósł nawet w samą Julkę. Nowe mieszkanie wybrała akurat w centrum Berlina, bo wcześniej mieszkała na obrzeżach, gdzie każdy znał każdego. Na początku mama była przeciwna i nie chciała się zgodzić na aż tak dużą samodzielność córki, ale potem zrozumiała, że jej dwudziestoletnia pociecha właśnie tego teraz potrzebuje. Samotności. Z odłożonych oszczędności bez problemu wynajęła małe, ale przytulne mieszkanko w starej kamienicy. Cieszyła się, że będzie mogła bez konsekwencji wyjadać lody hektolitrami albo pić coca-colę, bo w domu mama ciągle mówiła, że psują się od niej zęby. Przede wszystkim nie chciała, by rodzicielka widziała, jak nadal przeżywa śmierć Matthiasa, co noc budząc się z krzykiem. Oddalona od mamy nie musiała udawać i przyklejać na twarz sztucznego uśmiechu. Nie lubiła okłamywać ludzi, na których jej zależało.
    Okazało się, że wybrała idealną lokalizację – mimo iż wokół gwar i przejeżdżające co chwila samochody, w Julii nie wzbudzało to irytacji. Sąsiedzi byli mili, a obok kamienicy mieściła się kawiarnia, w której udało jej się zyskać pracę kelnerki. Zaczęła studia dziennikarskie, a życie jakoś się toczyło. Jakoś. Bo bez Matthiasa nic nie było takie same. Musiała jednak codziennie jeść, oddychać, wychodzić z domu, karmić koty. Zajmowała się nimi, gdy tylko mogła, jeszcze nigdy nie chorowały, ale tego popołudnia zachowanie jednego z nich zaniepokoiło dziewczynę. Wymiotował mniej więcej co godzinę, chociaż nie widziała, by zjadł cokolwiek nie nadającego się do spożycia. Słyszała, że sąsiadka jest weterynarzem, więc właśnie do niej postanowiła się udać z chorym kotem na rękach.
    – Cześć. Przepraszam, że wpadam tak bez zapowiedzenia, ale Snickers chyba jest chory. Od kilku godzin wymiotuje. Zje karmę, wymiotuje, zje mięso i znów zwraca posiłek, i tak w kółko.. Nie wiem, co mu dolega. Pomożesz nam? – Obdarowała ją magicznym uśmiechem, który roztapiał wszystkie, nawet te najchłodniejsze, ludzkie serca.

    Julia

    OdpowiedzUsuń
  11. [Pasuje idealnie! :) Zaczniesz jakieś spotkanie na obiedzie? ;> Andreas może chcieć wybadać co tam u niej słychać, żeby potem zdać raport taktyczny tatusiowi xD]

    OdpowiedzUsuń
  12. [Zawsze można coś wymyślić! ._. Dziękuję, dobra duszo, również witam! ;)]
    Florian

    OdpowiedzUsuń
  13. Straszne widoki były na porządku dziennym w życiu Walkera. Może dlatego owa kraksa zbytnio nie poruszyła jego serducha. Widział dużo. O wiele za dużo jak na jednego, przeciętnego człowieka. Był świadkiem nawet rozczłonkowania, więc trochę krwi nie było w stanie obudzić w nim jakichkolwiek skrajnych emocji. A może to kwestia opanowania? W jednym samochodzie leżał (a raczej siedział) martwy facet, ale Chris szybko o nim zapomniał, bo miał okazję uratować kobietę, która najprawdopodobniej była matką. A ludzie? Większość potrafiła tylko patrzeć, chociaż nie było na co. Szukali ekscytacji? Niech włączą sobie pierwszy lepszy program kryminalny w telewizji. Tutaj każda minuta była na wagę złota, o czym szybko mężczyzna się przekonał, kiedy położył powoli nieprzytomną kobietę na ziemi.
    Walker przelotnie spojrzał na wystraszoną dziewczynkę i spojrzał na kobietę, która pewnie jako jedyny była w stanie mu pomóc.
    - Zabierz stąd dziecko. Najlepiej wybierz jednego człowieka z tłumu i pewnym głosem każ mu się nią zaopiekować – powiedział nieco ciszej. Z doświadczenia wiedział, że jeśli rzuci pytanie nikt się nie odezwie. Trzeba było jasno określić czego się chciało, szczególnie ludziom, którzy znaleźli sobie rozrywkę w podpatrywaniu innych.
    Sam zaczął sprawdzać czy kobieta ma jakieś obrażenia. Jeśli tak, to wewnętrzne, bo nie wyczuł żadnej złamanej kości, nawet żebra miała całe. Ślady krwi skazywały jednak na to, że uderzyła głową w bliżej nieokreślone miejsce. Nadal żyła, więc miała niezwykłe szczęście. Chris ściągnął z ramienia plecak i otwierając jeden z zamków wyciągnął przenośną apteczkę, którą przeważnie miał przy sobie. Jakiś dziwny nawyk. Może dlatego, że miał tam kilka magicznych tabletek i zastrzyków, o których jednak potencjalny świadek nie musiał wiedzieć.
    Kiedy jednak rozrywał zębami opakowanie gazika i przyłożył palce do szyi kobiety mimowolnie przeklął.
    - Zatrzymała się – powiedział tylko do kobiety, która już zdążyła wrócić. Bez zbędnego myślenia zaczął masaż serca zastanawiając się czy zrobić kolejny krok i wstrzyknąć kobiecie epinefrynę, którą również miał przy sobie. Gdyby ktoś go posądził, pewnie poszedłby do więzienia. Ale chyba byłoby warto…

    Walker

    OdpowiedzUsuń
  14. [Oczywiście, że jest ochota. Co proponujesz? ;D]

    Marlis

    OdpowiedzUsuń
  15. [ w takim razie słucham co to za pomysł ;)]

    Michael

    OdpowiedzUsuń
  16. [Dzisiaj już mózg mój zupełnie odmawia mi posłuszeństwa, ale obiecuję galopem popędzić tu znów, jak tylko zacznie współpracować i podsunie jakiś pomysł. Choć z tego, co widzę, możemy przyjąć, że mieszkanie Lilki jest nad kawiarnią, w której pracuje Tina. Artystą kobitka Twoja nie jest, więc nici ze zniżki, ale obie widzę czują się tak po cichu zmęczone życiem (po tytule wnioskuję, jak nie, to wyprowadzaj mnie z błędu) i mają dosyć nieszczęśliwą miłość, choć obie zdecydowanie w zupełnie różnym znaczeniu. Jutro będę myśleć nad tym, jak złączyć to w logiczną całość. ;>]

    Christine

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [Wiedziałam, że jak się prześpię, to mnie olśni. Luźna propozycja, ale pomyślałam, że może się zgodzisz. Narzeczony Christine leży w śpiączce. Choć lekarze zapowiadali, że obudzi się najdalej za dwa tygodnie, od jedenastu miesięcy nic się w tej kwestii nie zmieniło. Pomyślałam, że jeśli Liliana już w tamtym czasie była w Berlinie, to może mogłaby być tą, która odnalazła Richarda zaraz po wypadku, zawiadomiła szpital i generalnie uratowała mu życie. Mogła też odebrać jego telefon, kiedy Tina próbowała się do ukochanego dobić, i wyjaśnić jej całą sytuację. Teraz jest tylko kwestia tego, jak Liliana zachowałaby się, gdy emocje już opadły. Czy tknięta sumieniem została przy rodzinie dotkniętej nieszczęściem, czy jednak usunęła się w cień, zapominając o całej sprawie.]

      Christine

      Usuń
  17. [Coś się znajdzie. Kwestia jest tylko tego, jak bardzo do serca sobie Liliana wzięła całą tę sytuację i jak daleko zdolna byłaby posunąć się z tą swoją chęcią niesienia pomocy.
    Tina jest jaka jest, nauczona samodzielnego dbania o własny tyłek, oczywiście z wdzięcznością przyjęłaby uratowanie jej narzeczonego i w tym poczuciu wdzięczności, ale i trochę obowiązku pewnie próbowałaby się jakoś wynagrodzić Lilce ten cud na tyle, na ile ją stać, chociażby tymi pracowniczymi zniżkami w kawiarence. Nie znaczy to jednak, że korzystałaby z dobroci L. nadmiernie, bo sama nie daje się obcym wykorzystywać, więc w pewnym momencie odezwałyby się w niej wyrzuty sumienia jakby, a może nawet lekka irytacja, bo nie lubi mieć poczucia zależności wobec, bądź co bądź, obcych ludzi. Więc jeśli pomoc Lilki byłaby na zasadzie: "wpadnę do niej z plackiem, pogadam, pomogę przy dziecku albo załatwię niańkę i wyskoczymy gdzieś na kawę, pocieszę, powiem, że będzie dobrze, przytulę i pogłaszczę po główce", to możemy zacząć od momentu, w którym Tina postanawia odciąć pępowinę i delikatnie wyperswadować L. tę nadmierną dobroć serca. Jeśli byłaby to pomoc na zasadzie: "wpadnę do kawiarni na kawę czasem tylko i zobaczę, jak się trzyma, ale nie będę naciskać" to... to w sumie nie wiem, pewnie względnie zaczęłyby się dogadywać, ale bez jakichś szczególnych zażyłości. Wtedy to po prostu wpada na tę kawę i o, jakoś się pociągnie chyba.]

    Tina

    OdpowiedzUsuń
  18. Często zdarzało się, że na planach filmowych zawiązywał przyjaźnie, które nie kończyły się wraz z ostatnim dniem pracy. Wciąż miał przyjaciół, których może i nie widywał zbyt często, ale z którymi utrzymywał chociażby mailowy kontakt, nie ograniczający się jedynie do wymiany życzeń świątecznych. Andreas lubił otaczać się ludźmi, więc starał się spędzać z nimi jak najwięcej czasu, uważając że samotność po prostu go zabije. Podczas kręcenia filmu w Polsce, poznał przemiłego aktora, z którym bardzo szybko złapał wspólny język. Zdjęcia trwały prawie pół roku, więc miał dość czasu na dobre poznanie zarówno jego, jak i jego uroczej córki. Nic więc dziwnego, ze gdy tylko Liliana postanowiła wyjechać do Niemiec, jej ojciec wykonał niemal błagalny telefon do Andreasa, prosząc by ten miał oko na jego pociechę. Obiecał że zrobi wszystko co w jego mocy, żeby dziewczyna nie wplątała się w nic głupiego i od tamtego czasu, w miarę regularnie umawiał się z dziewczyną na wszelkie obiady, śniadania, szybkie kawki i spacerki, żeby móc później zdać raport taktyczny jej ojcu. Wiedział doskonale, że mężczyzna zapewne odchodzi od zmysłów, nie wiedząc co dzieje się z jego ukochaną córeczką. Andreas miał to samo, jeszcze niedawno jego córka mieszkała w Walii wraz ze swoją matką i mimo że rozmawiali regularnie i widywali się co dwa tygodnie, odchodził od zmysłów za każdym razem, gdy dziewczynka nie odebrała telefonu o określonej porze. Rozumiał więc ojca Lilianny i miał zamiar grać rolę dobrego wujka tak długo, jak będzie musiał.
    Kiedy dziewczyna weszła do restauracji, delikatnie uniósł rękę sygnalizując jej tym samym to gdzie siedzi.
    - Cześć Kwiatuszku. - cmoknął ją w policzek i wskazał miejsce naprzeciwko siebie – A ty co taka zdyszana? Biegłaś? - skinął głową na kelnera, który już po chwili przyniósł im dwie karty dań. - Mogłaś po prostu napisać, że się spóźnisz... Przecież bym nie uciekł.

    OdpowiedzUsuń