niedziela, 15 grudnia 2013

I was born to love you.

Michael Kirschner
Urodzony 5 listopada 1978 roku w Waszyngtonie.  Syn śpiewaczki operowej oraz pisarza.  Człowiek do tańca i do różańca. Absolwent Uniwersytetu Yale na wydziale ekonomicznym. Od dziewięciu lat mieszka w Berlinie, gdzie jest dyrektorem finansowym w jednym z dużych przedsiębiorstw. Wymagający i pracowity. Od siedemnastu lat ojciec zbuntowanego Jacoba, z którego matką nie ma kontaktów, a co za tym idzie jego wychowanie spadło tylko i wyłącznie na jego barki. Od pięciu lat mąż wspaniałej Mariny, która jest jedyną kobietą w jego życiu. Razem zamieszkują spore dwupoziomowe mieszkanie w kamienicy w centrum miasta. Przygarnęli psa, który nazywa się kot i żółwia na którego mówią Żółw. Podobno w jego pracy wypada wyglądać nienagannie i schludnie, ale on nic sobie z tego nie robi i paraduje w kilkodniowym zaroście bo mu tak wygodniej.  Kłócą się o nieposprzątane naczynia i to co oglądać w telewizji. Michael niegdyś zapalony siatkarz od czasu do czasu odwiedza miejscową siłownię, gdzie choć trochę dba o formę. W nocy wyjada z lodówki lazanie, a za dnia pochłania niezliczoną ilość szarlotki i mocną czarną kawę.  Rozrzuca swoje skarpetki po całym domu, a brudne szklanki chowa w różne zakamarki w mieszkaniu. Wielki leń i jak przylgnie do łóżka to trudno go z niego wyciągnąć. Choleryk i nerwus. Borykający się z drobnymi problemami zdrowotnymi.


7 komentarzy:

  1. [Witam serdecznie! :) Życzę udanej zabawy na blogu ;)]

    OdpowiedzUsuń
  2. Święta, święta, święta. Marina kochała święta, tak calutkim serduszkiem, dlatego już od tygodnia w ich oknach wisiały kolorowe lampki, w domu było czuć zapach pierników, a wszystkie możliwe dodatki teraz były czerwone i złote, Marinie brakowało tylko jednej rzeczy, jednej jedynej, do której trzeba jej było męza, tylko mężusiowi się nie za bardzo chciało. Była niedziela, bardzo wcześnie, słońce dopiero co zaczęło rzucać promieniami w ich okna, Jacob nie zdążył wrócić od swojej dziewczyny, więc Marina mogła biegać po domu w samej bieliźnie, nie musząc wstydzić się swojego pasierba. Jednak przyszło jej zrobić rzecz okropną, a mianowicie obudzić swojego mężczyznę.
    Owinięta ręcznikiem, po prysznicu który zdażyła już sobie zafundować i trochę pohałasować przy okazji, oczywiście całkiem przypadkiem, rzuciła się ponownie na łóżko i zaczęła całować policzki Michaela.
    - Wstawaj, obiecałeś mi, ze pojedziemy po choinkę! - Wymamrotała, na razie dość grzecznie i milutko, aby Michaelowi się bardziej zachciało, ale ten nie miał zareagować, tylko obrócił się na drugi bok, za co Marina delikatnie uderzyła go w plecy.
    - MICHAEL! CHOINKA! - Krzyknęła, budząc tym samym pewnie całą kamienicę, aż pies im się uspokoił, a żółw przestał dreptać po sypialni. Zaczęła ściągać z niego calutką kołdrę, a kiedy już to zrobiła, zaczęła wyrywać mu poduszkę. - Zaraz obleję Cię wodą i za karę będziesz przebierał pościel, no dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. [Witam, witam. :) Jakaś ochota na wątek? :) Bo pomysł chyba już mam. ;p]

    Liliana.

    OdpowiedzUsuń
  4. Marina lubiła, a to oznaczało, że jej mąż musiał lubić tak samo jak ona lubiła i to akceptować i znosić,a nie tylko wyjadać pierniki, które ona i tak przecież piekła tylko i wyłącznie dla niego.
    - Tak, Michael, ale wykupią wszystkie ładne i piękne, a nasza musi być ładna i piękna i musi być taka szeroka i do sufitu! - Wyjęczała i okrakiem usiadła na swojego męża, zdjęła jego dłonie z jego twarzy, by ucałować jego usta.
    - Wynagrodzę Ci te pobudkę jak wrócimy do domku, ale wstawaj. - Ponownie go ucałowała, dłońmi sunąc po klatce piersiowej Michaela. - No wstań, nie chcesz spędzić poranka z żoną i kawą na świeżym powietrzu, usmażyłam naleśniki w dodatku, wstawaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cóż, psa ma genialnego, bo to nowofundland, a one są genialne! Przynajmniej według mnie. ; ) No i dziękuję bardzo.
    Lubię zdjęcie w Twojej karcie. I to, że jego pies nazywa się Kot, a żółw Żółw. ;D]

    Jeanette

    OdpowiedzUsuń