Michael Kirschner
Urodzony 5 listopada 1978 roku w Waszyngtonie.
Syn śpiewaczki operowej oraz pisarza. Człowiek do
tańca i do różańca. Absolwent Uniwersytetu Yale na wydziale ekonomicznym. Od
dziewięciu lat mieszka w Berlinie, gdzie jest dyrektorem finansowym w jednym z
dużych przedsiębiorstw. Wymagający i pracowity. Od siedemnastu lat ojciec
zbuntowanego Jacoba, z którego matką nie ma kontaktów, a co za tym idzie jego
wychowanie spadło tylko i wyłącznie na jego barki. Od pięciu lat mąż wspaniałej
Mariny, która jest jedyną kobietą w jego życiu. Razem zamieszkują spore
dwupoziomowe mieszkanie w kamienicy w centrum miasta. Przygarnęli psa, który
nazywa się kot i żółwia na którego mówią Żółw.
Podobno w jego pracy wypada wyglądać nienagannie i schludnie, ale on nic sobie z tego nie robi i paraduje w kilkodniowym zaroście bo mu tak wygodniej. Kłócą się o nieposprzątane
naczynia i to co oglądać w telewizji. Michael niegdyś zapalony siatkarz od
czasu do czasu odwiedza miejscową siłownię, gdzie choć trochę dba o formę.
W nocy wyjada z lodówki lazanie, a za dnia pochłania niezliczoną ilość szarlotki i mocną czarną kawę. Rozrzuca swoje skarpetki po całym domu, a brudne szklanki chowa w różne
zakamarki w mieszkaniu. Wielki leń i jak przylgnie do łóżka to trudno go z
niego wyciągnąć. Choleryk i nerwus. Borykający się z drobnymi problemami
zdrowotnymi.
[ Cześć, mężu ;>]
OdpowiedzUsuńMarina
[Witam serdecznie! :) Życzę udanej zabawy na blogu ;)]
OdpowiedzUsuńŚwięta, święta, święta. Marina kochała święta, tak calutkim serduszkiem, dlatego już od tygodnia w ich oknach wisiały kolorowe lampki, w domu było czuć zapach pierników, a wszystkie możliwe dodatki teraz były czerwone i złote, Marinie brakowało tylko jednej rzeczy, jednej jedynej, do której trzeba jej było męza, tylko mężusiowi się nie za bardzo chciało. Była niedziela, bardzo wcześnie, słońce dopiero co zaczęło rzucać promieniami w ich okna, Jacob nie zdążył wrócić od swojej dziewczyny, więc Marina mogła biegać po domu w samej bieliźnie, nie musząc wstydzić się swojego pasierba. Jednak przyszło jej zrobić rzecz okropną, a mianowicie obudzić swojego mężczyznę.
OdpowiedzUsuńOwinięta ręcznikiem, po prysznicu który zdażyła już sobie zafundować i trochę pohałasować przy okazji, oczywiście całkiem przypadkiem, rzuciła się ponownie na łóżko i zaczęła całować policzki Michaela.
- Wstawaj, obiecałeś mi, ze pojedziemy po choinkę! - Wymamrotała, na razie dość grzecznie i milutko, aby Michaelowi się bardziej zachciało, ale ten nie miał zareagować, tylko obrócił się na drugi bok, za co Marina delikatnie uderzyła go w plecy.
- MICHAEL! CHOINKA! - Krzyknęła, budząc tym samym pewnie całą kamienicę, aż pies im się uspokoił, a żółw przestał dreptać po sypialni. Zaczęła ściągać z niego calutką kołdrę, a kiedy już to zrobiła, zaczęła wyrywać mu poduszkę. - Zaraz obleję Cię wodą i za karę będziesz przebierał pościel, no dalej!
[Witam, witam. :) Jakaś ochota na wątek? :) Bo pomysł chyba już mam. ;p]
OdpowiedzUsuńLiliana.
Marina lubiła, a to oznaczało, że jej mąż musiał lubić tak samo jak ona lubiła i to akceptować i znosić,a nie tylko wyjadać pierniki, które ona i tak przecież piekła tylko i wyłącznie dla niego.
OdpowiedzUsuń- Tak, Michael, ale wykupią wszystkie ładne i piękne, a nasza musi być ładna i piękna i musi być taka szeroka i do sufitu! - Wyjęczała i okrakiem usiadła na swojego męża, zdjęła jego dłonie z jego twarzy, by ucałować jego usta.
- Wynagrodzę Ci te pobudkę jak wrócimy do domku, ale wstawaj. - Ponownie go ucałowała, dłońmi sunąc po klatce piersiowej Michaela. - No wstań, nie chcesz spędzić poranka z żoną i kawą na świeżym powietrzu, usmażyłam naleśniki w dodatku, wstawaj.
[Dziękuję :)]
OdpowiedzUsuńLotte
[Cóż, psa ma genialnego, bo to nowofundland, a one są genialne! Przynajmniej według mnie. ; ) No i dziękuję bardzo.
OdpowiedzUsuńLubię zdjęcie w Twojej karcie. I to, że jego pies nazywa się Kot, a żółw Żółw. ;D]
Jeanette