poniedziałek, 23 grudnia 2013

Butterfly...

*

Axa Capucilli 
Urodzona w Dijon we Francji 13 grudnia 1988 roku 
Ukończyła Francuską Akademię Baletową w Nowym Jorku 
Tańczy w Wiener Staatsballet w Berlinie

    Moje życie? Nie jest łatwo je opisać, ale cóż... Nie okazało się tak wspaniałe,  jak to sobie wymarzyłam, ale też jeszcze się nie skończyło... Dzisiaj można by było je określić jak dość stabilne, więcej zysków niż ówcześnie. Jako mała dziewczynka prowadzana do szkółki baletowej, później trafiłam do specjalnej, prywatnej szkoły dla młodych i zdolnych tancerek, aż wreszcie znalazłam się na akademii baletowej w Nowym Jorku, którą tak hojnie i z dumą opłacali rodzice... Nie byłam jednak szczęśliwa. Ludzie, którzy mnie otaczali zwykli udawać mych przyjaciół chełpiąc się za mymi plecami moimi osiągnięciami, wmawiając, że to jedynie dzięki ich "wsparciu" zaszłam daleko... Nigdy nie byłam jednak wyjątkowa. Zwyczajna dziewczyna o zwykłych, wyblakłych, zwyczajnych marzeniach i od zawsze starałam się taka być. Nie oglądana z pryzmatu rodziców, którzy i tak nie zarobili na swoje bogactwo, a odziedziczyli w spadku. Nikt ku mej czci pomnika nie postawi, a me imię jak zabłysnęło raz, tak szybko pójdzie w zapomnienie... 
  Dziś zajmuję mieszkanie w środkowej części Berlina. Ma aż dwa pokoje, kuchnię i łazienkę, w której przesiaduję zbyt często pijąc kawę z odtłuszczonym mlekiem, jedząc moje ulubione żelki malinowe z kwaśną posypką i słuchając radia, gdzie puszczają jedne z moich ulubionych kawałków sięgających pamięcią jeszcze lata siedemdziesiąte. Często zapraszam grono znajomych na pogaduchy i wino w odcieniu szkarłatu bo sama siedzieć nie lubię. 
   Jedyne o czym teraz marzę to założenie małej szkółki tańca dla dzieci, by ktoś mnie znalazł w gronie tylu ludzi i zechciał zamknąć w gorącym uścisku namiętności, w wyniku którego na tym świecie pojawi się owoc naszej miłości. 

Witam wszystkich serdecznie i zapraszam do wątków!
Na zdjęciach i gifach: Evgenia Obraztsova 

niedziela, 22 grudnia 2013

Find me now. Before someone else does.


Kim jestem? Nikim ważnym. Nie spełniam dobrych uczynków i nie przyczyniam się do pokoju na świecie. Co robię? Staram się, abyś nie zauważyła. Odwracam głowę, żebyś nie widziała blizny na policzku i odstawiam pracę, bo może zobaczysz drżącą, nie do końca sprawną dłoń. Wszystko dla ciebie, dla ciebie. Wiodę zwyczajne, nudne życie. Przez ciebie? Przez ciebie.

Viktor Schulz, 06.01.1989, Berlin. Pół-Duńczyk. Siedem miesięcy śpiączki w efekcie niemal śmiertelnego wypadku samochodowego i zdecydowane, matczyne nie odłączać. Cudem przywrócona zdolność mowy, coraz rzadziej wyczuwalne zająknięcia i zapominanie słów. Zrujnowane, ale wznowione studia medyczne i etat w małym sklepie spożywczym. Bialutkie włosy, srebrne oczy i widoczna niepewność w kontaktach międzyludzkich. Kiedyś marzył o ucieczce stąd, o założeniu rodziny, o karierze chirurga. Już nie. Usłysz go, zobacz, poczuj, dotknij i posmakuj. 

Ich bestehe das Abitur in deutsch weil ich die blöde Kuh bin.
Mam mało czasu i jeszcze mniej pomysłów, wolę zaczynać.
Niekoniecznie z górą męsko-męskich.
Lubię konkrety.
Viktor poszukuje współlokatora/lokatorki :3

Bad decisions make good stories



 Lena Schneider 
20 lat, ur. 25 maja 1993r. w Berlinie
Studentka dziennikarstwa i stażystka w magazynie Glamour
Mieszka sama w małym apartamencie 1 | 2

Otwarta. Rozrywkowa. Ceniąca u innych poczucie humoru. Lubi, gdy dużo się dzieje. Szybko się nudzi. Lubi być w centrum zainteresowania. Ambitna, ale nie lubi się przepracowywać. Zawsze wierna przyjaciołom i rodzinie. Zmienna. Niezdecydowana. Unika stałych związków jak ognia. Nie znosi czuć się od kogokolwiek zależna. Boi się zaangażować w poważniejszą relację. Przepada za niezobowiązującym flirtem. Nie lubi mieć wobec nikogo długów. Ceni sobie niezależność i swobodę działania. Szczera, czasami wręcz przesadnie, zadaje bezpośrednie pytania. Jest uparta; kiedy coś postanowi, żadna siła nie jest w stanie zmienić jej zdania. Chadza własnymi ścieżkami, robi to, na co akurat ma ochotę i zadaje się z takimi ludźmi, z jakimi akurat jej się zachce. Nieobliczalna.
Uwielbia podróżować, gotować, oglądać komedie romantyczne i chodzić na imprezy. Słucha każdego typu muzyki oprócz ciężkich brzmień. Często zdarza jej się przesadzić z alkoholem. Nie pali papierosów. Jej ulubiona roślina to lawenda. Fanka amerykańskich steków i francuskiej kuchni. Ojciec jest prawnikiem, matka pisarką, pisze głównie poradniki dla młodych rodziców. Nie ma rodzeństwa. Zdecydowanie nie jest stereotypową Niemką.

Karta wykorzystana również na innym blogu, jest oczywiście w obu przypadkach mojego autorstwa. Nie jest zbyt długa, bo za takimi nie przepadam. Więcej cech Lenki wyjdzie w praniu. A tymczasem witam wszystkich!

A.M.

 http://s3.favim.com/orig/40/black-white-boy-confused-depressed-man-Favim.com-339143.jpg




                                                           Anthony Murray
                                           25.12.1989 r.
                                    Birmingham, Anglia


Człowiek pascalowski, chwiejny, kruchy i słaby. Upadający tysiące razy. Stojący na granicy szaleństwa i rzeczywistości. Wciąż walczy.
Buntownik z wyboru, obrońca Sztuki, żołnierz pokoju pełen obaw o dzień jutrzejszy. Muzyk, nędzny pianista, niespełniony artysta, przeciętny grajek. Kolekcjoner chwil i wspomnień, nierozstający się z notesem i długopisem. Cichy obserwator, nieingerujący w sprawy żywych. Częsty gość cmentarzy, opuszczonych domostw, pustych uliczek, małych kawiarenek, nieodwiedzanych sklepików.
Studiuje literaturoznawstwo na trzecim roku. Marzy mu się poznanie postaci zapisanych na kartach książek. Zamknięty w swoim świecie introwertyk. Trzeba naprawdę się natrudzić, by dowiedzieć się czegokolwiek o prawdziwym Anthony'm, żeby odkryć co znajduje się pod przykrywką sarkastycznego i wyniosłego młodego mężczyzny. Pijacz herbaty i mocnej kawy, nałogowy palacz, świetny kucharz. 
Romantyk w największym stopniu. Katujący się przeszłością, swymi porażkami, błędami, straconymi chwilami, opuszczonymi ludźmi. Wypominający sobie każdy niedoskonały krok, każde potknięcie, każdą słabość.
 Przeprowadził się do Berlina trzy lata temu, sam nie wie dlaczego wybrał akurat to miasto do studiowania. Może sentyment z powodu matki, która była Niemką, a może czysty przypadek. Nie ma za wielu przyjaciół, raczej stroni od ludzi. Samotnik w pełni tego słowa znaczeniu. Szuka siebie, swojego ja, szczęścia, miłości? Rozdarty pomiędzy życiem a śmiercią, dobrem a złem, prawdą a kłamstwem, przyszłością a teraźniejszością.


 *
Wita się autorka : ) Mam nadzieję, że Anthony nie zrazi was, mimo swego ciężkiego charakteru. Na wątki i powiązania jesteśmy zawsze otwarci. 

wtorek, 17 grudnia 2013

Let go and just be free


Był tym, który nigdy nie miał lekko. Był tym, który stracił wszystko i wszystkich w wieku sześciu lat. Był tym, którego nic nie potrafiło powstrzymać. Był tym, którego nikt nigdy nie chciał. Był tym, który spędził dwanaście lat w bidulu, bo nieokrzesany, wiecznie brudny i zdzierający kolana. Był tym, który nie miał dobrych stopni i nie uchodził za prymusa. Był tym, od którego trzymali się z daleka, bo tak chciał. 
Jest tym, który nadal nic nie osiągnął. Jest tym, który nadal uważany jest za nieokrzesanego chłopca. Jest tym, którego można się bać, kiedy wypije za dużo. Jest tym, który ma sporo znajomych i niewielu przyjaciół. Jest tym, którego podejście do życia pozostawia wiele do życzenia. Jest tym, który skończył szkołę zawodową i podjął się pierwszej lepszej pracy. Jest tym, który dla dobra wszystkich nie chce nikogo i woli spędzać dnie w towarzystwie swojego psa. Jest tym, który ucieka od odpowiedzialności. Jest tym, który wiecznie chce, a nie może. Jest również tym, który nawet nie próbuje i zadziwiająco szybko się poddaje. Jest tym, który nigdy nie będzie rycerzem w lśniącej zbroi. 
Będzie tym, który zrealizuje długą listę planów na życie. Będzie tym, który w końcu zacznie walczyć. Będzie tym, który już nigdy nie ucieknie. Będzie mówił samą prawdę i nigdy nie skłamie. Będzie patrzył prosto w oczy i uśmiechał się zupełnie szczerze. 
















  Adam Bähr, 26 lat, mechanik samochodowy

Podobno wyszedł smutny, niech będzie. Wita się autorka. Bywam rzadko, bardzo rzadko, dlatego zbyt wielu wątków nie uciągnę, ale serdecznie zapraszam do Adasia. Chłopaczyna nie gryzie i na co dzień wcale nie jest smutny. Na gifie Will Higginson. Będzie jedna pani do oddania. 

poniedziałek, 16 grudnia 2013

I guess I’m hard when I’m soft


MEREDITH BURTON

Swansea 11 grudnia tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty ósmy.
Niedoszła aktorka, dziś krytyk teatralny i matka dziesięciolatki. 


Drogi Boże.
  Do tej pory czekam na tego konia, o którego tak zawzięcie modliłam się przed trzydziestomalaty. Mamusia twierdziła bowiem, że tylko ty możesz spełnić to marzenie, więc z całego serca wygłaszałam każdego wieczoru tę pieprzoną formułkę, która niby ma służyć za bezpośrednią formę kontaktu z tobą. Pewnie wiesz jak bardzo bolały mnie kolana, gdy musiałam tak tkwić na tej gołej podłodze, a matka stojąca w drzwiach uśmiechała się z dumą. Znamy się nie od dziś i z pewnością wiesz, że Cię nie lubię. Nie mówię tego tylko dlatego, że moje ukochane dziecko spędza noc u tatusia, a ja mogę wreszcię wypić lampkę wina, bądź dziewięć jeśli chcemy być bardziej dokładni. Wcale nie przemawia przeze mnie Chianti, wręcz przeciwnie. Mam wiele powodów by Cię nie lubić, raz nie dałeś konia, dwa matka nigdy mnie nie lubiła, trzy mam zdecydowanie za dużą dupę, czasami boje się, że nie zmieszczę się w drzwiach, co z pewnością niezwykle by Cię rozbawiło. Za każdym razem, gdy idę przez to cholerne miasto ona mi tak po prostu szyderczo dynda z tyłu i zdaje się żyć własnym życiem! Przy okazji tematu miasta. Tak właściwie miałoby w sobie jakiś urok, gdyby nie było kolebką samego diabła. Słyszałeś w jakim języku mówią ci ludzie? Czasami mam wrażenie jakby cytowali formułki czarnej mszy na środku miasta i nikt nie zwraca na to uwagi. Mogę się założyć, że pani z warzywniaka korzystając z mojej niewiedzy otwarcie, a w dodatku z uśmiechem na ustach nie żałuje mi przekleństw za to, że poprosiłam o zwrot centa, gdy zapytała czy może mi go nie wydać. Tak już mam, że chciwe ze mnie stworzenie, ale to akurat twoja wina. Mam ochotę powiedzieć jej, że nie ładnie i że bozia ją pokara, ale w sumie nie jestem gotowa by zaciągnąć u ciebie taki dług wdzięczności. Bo to zbyt poważny krok jest! Prawie tak samo jak związanie się z facetem, choć tych wolnych akurat wokół mnie brak, co pewnie jest winą twoją, albo mojej wielkiej dupy, czyli jednak twoją. 
  Mam do Ciebie również żal o to, że w tych podłych czasach dzieci już nie wierzą w Świętego Mikołaja. Nie dlatego, że chcę by moja Grace fantazjowała o grubym staruchu w czerwonym ubraniu, który przeciska się przez komin z tym co przez lata wyhodował na swoim brzuchu, po to by wypić nasze mleko i nawpieprzać się ciastek z supermarketu, w nagrodę dając marny prezent. Chodzi tu głównie o to by móc zobaczyć naszego ukochanego pajaca w tym przebraniu. Nie sądzisz, że tatusiek wyglądałaby komicznie? Widok warty grzechu.
 Poza tym jest dobrze, jednak to na pewno nie twoja zasługa. Radosne ze mnie po prostu stworzonko, które wcale nie opowiada sprośnych żartów i nie podjada dziecku żelek, w zamian posługując się wymówką o krasnoludkach, sądząc, że dziesięciolatka, która odziedziczyła  inteligencje po matce w to uwierzy. Nie jest źle, ale jeszcze lepiej by było gdybyś wyjął te kijki z niemieckich tyłków, żeby przestali być takimi sztywniakami. Ja wiem, że karzesz mnie w ten sposób i jawnie pokazujesz stosunek ludzi do mnie, zwłaszcza wtedy gdy uśmiecham się do nich ładnie, bez konkretnego powodu, a oni patrzą na mnie jak na idiotkę.
P.S. Możesz sprawić, że jutro nie będę miała kaca? Z góry dziękuję.
Meredith
___
Ahoj. 
Mam nadzieje, że jej nie spieprzyłam.
Krzyczeć od razu.
I wolę zaczynać. 

niedziela, 15 grudnia 2013

Wolność uzyskana bez kropli krwi nie jest żadną wolnością.

Sienna Berry
22 lata; studentka ekonomii na Uniwersytecie Humboldta w Berlinie; po zajęciach pracuje w księgarni Steglitz; współlokatorka Floriana Hoffmana

To ta, która nigdy nie miała prawdziwej rodziny. To ta, której nikt nie chciał. To ta, której nikt nie kochał. To ta, która powinna już dawno stoczyć się na dno. To ta, która piętnaście lat życia spędziła w domu dziecka. To ta, którą rozdzielono z bratem. To ta, która zbyt łatwo ufa ludziom. To ta, która nadal ma nadzieje. To ta, która porzuciła Londyn na rzecz Berlina. To ta, która lubi książki. To ta, którą niełatwo zranić. To ta, która nie liczy się z własnymi uczuciami. To ta, która chciałaby być komuś potrzebna. To ta, która od zachodów woli wschody słońca. To ta, która zamiast kawy pije herbatę. To ta, która pod łóżkiem trzyma listę życzeń. To ta, która nie oczekuje zbyt wiele. To ta normalna.
____________
Wbrew pozorom Sienna nie jest ponurakiem i nawet często się śmieje, a już z całą pewnością nienawidzi użalania się nad sobą. Brat do oddania. Witamy. <3
Ps. Normalna karta pojawi się na dniach! Obiecuje!

Goodbye Lenin!




 7.7.69 / Kraków / historyk, scenarzysta i pisarz od demoludów / nieogar
Eryk Bayer
z tych innych Bayerów.

Śpi i jak się zbudzi, to nas nie zje. Zawalidroga, która występuje w kawiarnianych ogródkach, zawsze z książką przyrośniętą do ręki i ołówkiem w zębach. Nie umie samochodu i komunikacji miejskiej, więc jeździ na rowerze. Miasta też nie umie, więc najczęściej jeździ na rowerze w kółko. Nie denerwuje się i lubi stać w kolejkach. W ogóle lubi stać i się garbić. Gdyby nie uprawianie radosnej twórczości literackiej przez większość dnia, zapewne ze stania i się garbienia uczyniłby sposób na życie. Wszędzie jest u siebie, bo wszędzie można się gubić, wdawać w dwugodzinne rozmowy z przypadkowymi ludźmi i znaleźć sobie wygodne miejsce do pochłonięcia kolejnej książki. Łoś, który w końcu odfrunie w kosmos, bo zapomni o obowiązującej go grawitacji. Póki jeszcze nie orbituje, spędza życie na byciu deczko tylko nadopiekuńczym ojcem, pisaniu i jedzeniu. Trzeba mu przypominać nawet o oddychaniu, ale za to pokłady uroku osobistego ma nieskończone. Nie ogarnął się nawet, kiedy został sam ze swoją trzyletnią córką, ale za to stał się bogatszy o wiedzę, że ludzie mogą ogarniać czyjeś życie i przy okazji nie ogarniać swojego. Ale do tego jest potrzebna jeszcze babcia. Dzisiaj rzeczona trzyletnia córka ma lat dwadzieścia trzy i od pięciu zapowiada, że ona w ten weekend to już się naprawdę wyprowadza. Ma buntowniczą przeszłość, bo niespokojne czasy i prodemokratyczna natura nakazywały nie tylko nadużywać tanich winiaczy, ale też głośno krzyczeć, szybko uciekać i rozrzucać ulotki. A potem szybko uciekać, to raczej ta kolejność. Tata z NRD załatwił mu studia w Berlinie, ale zamiast pilnie uczyć się jedynej słusznej wersji historii, wolał krzyczeć, uciekać i grozić, że się zabije sam zabierze się za rozbieranie muru. Musiał zmądrzeć, bo już w czasach wolności i demokracji został młodym tatusiem. A potem został na uczelni, został zauważony i został facetem swojego faceta. W ogóle dużo zostawał, bo łatwo i mocno się przyzwyczaja. 


Musicie mi wybaczyć gifa z Hobbitem w tle, ale jest zbyt doskonały.
Rarmitage, długie wątki, obowiązkowe powiązania.

By dojść do źródła, trze­ba płynąć pod prąd.

Stukasz palcami o blat stołu i nerwowo spoglądasz w stronę zegara. Ciche tik tok tik tok zagłusza twój wewnętrzny spokój, a porównując z ciszą panującą w pomieszczeniu, jest niczym nieznośny hałas. Nie lubisz tych całych coniedzielnych obiadków w rodzinnym domu (jeżeli można go tak nazwać). Matka wtedy, jak zawsze, pyta się ciebie i Laury co u was, jak na studiach... Właściwie, jej pytania nigdy jakoś ciebie nie denerwowały. Zawsze wiedziałeś, że pytała z czystego zainteresowania. W końcu byłeś jej synem, a Laurę wychowywała od małego. Za to twój ojczym... On wszystko psuje. Na sam jego widok skręca cię od środka. Zastanawiasz się, co twoja matka w nim widziała. Przecież to istna bestia, jego nie da rady się lubić, więc co dopiero kochać... Ta jego udawana życzliwość i troska... Nienawidzisz kłamstwa i udawania, ale najwidoczniej obłuda, to jego drugie imię. Za każdym razem jednak, gdy jesteś obecny w trakcie obiadów, siedzisz przy jednym stole z matką, Laurą i przeklętym ojczymem, zaczynasz rozumieć pewną rzecz... Dochodzisz do pewnego faktu, wciąż od nowa. Rozumiesz, że przeklinasz w duchu ich wszystkich, ten cały dom, krótkie dzieciństwo i próbujesz uciec od czegoś, co pozornie nie ma wyjścia. Toniesz w myślach i masz wrażenie, że zaraz mimowolnie wstaniesz, klniesz na głos i wyjdziesz z hukiem z domu. Nawet masz zamiar to zrobić, gdy nagle odzywa się do ciebie ojczym.
- Czemu zawsze jesteś taki poddenerwowany? - pyta, patrząc ci prosto w oczy. Bezczelność. Uśmiechasz się cynicznie pod nosem. W myślach odpowiadasz, że to on na ciebie tak działa. Że masz ochotę obić mu twarz i wyjść. Nigdy więcej tu nie wracać. Zaszyć się w mieszkaniu, rozmawiać ciągle ze swoją współlokatorką, malować, robić wszystko, co lubisz... Jednak milczysz. Po chwili wstajesz, mruczysz jakieś słowo pod nosem, które prawdopodobnie miałoby oznaczać "Przepraszam, ale muszę już iść", po czym bez słów wyjaśnień wychodzisz z jadalni. Nie mija sekunda, a ty odpalasz już silnik swojego motoru, po czym ruszasz w stronę swojego mieszkania. Czemu musisz być taki nerwowy? Taki pamiętliwy? Wszystko jest po prostu bezsensu. Chcesz, by było dobrze... Zawsze chciałeś. Chciałeś uchronić matkę przed mężem. Jednak ona odrzucała twoją pomoc, twoją troskę. Wiedziała, że Klaus jest złym człowiekiem, ale miłość wygrała z rozsądkiem, a jej najwidoczniej spodobało się udawanie ślepej i głupiej. Zawsze jednak chciałeś, by było dobrze. Przez pewien okres czasu byłeś posłuszny jej i temu dupkowi. Ale w pewnym momencie miałeś dość. Twoje zachowanie nie można było nazwać buntem. Raczej ucieczką w stronę niezależności. W pewnym sensie ci się udało. Wszyscy dali ci spokój. Ale zawsze chciałeś dobrze. Chciałeś zawrócić i jakoś potrząsnąć matką! Ale zawsze tym samym wszystko psułeś. Praktycznie, zauważyłeś coś. Wszystko, co dotkniesz, zawsze umiera... Ciągniesz za sobą kłopoty... Wciąż, wciąż, bez końca. Dlatego wolisz być sam. Samiutki ze sobą. Wtedy twoje dobre chęci nie zamienią się w kłopoty i ból. Wiele rzeczy unikniesz. Ale trudno tak odizolować się od ludzi, którzy czasami sami do ciebie lgną. A w szczególności, trudno trzymać na dystans ludzi, którym nie przeszkadza twoja opryskliwość, bezczelność, porywczość, czy lekkomyślność. I, co najgorsze, tobie trudno wciąż uciekać od takich ludzi, prawda, Florian?

Florian Hoffman
Dwadzieścia cztery lata (25 maja 1989; Berlin). Student malarstwa. Dzieli z Sienną Berry mieszkanie w skromnej kamienicy. Heteroseksualny i w pewnym sensie do wzięcia. Ojca nie zna, ale ponoć był Hiszpanem. Nienawidzi swojego ojczyma, więc nosi panieńskie nazwisko swojej matki. Na koncie zaliczony romans z przyszywaną siostrą. W weekendy pracuje w Fast Foodzie, byle nie żyć na pieniądzach ojczyma. Ostatnio jego życie wywróciło się do góry nogami. Nie nauczył się jeszcze chodzić na odwrót, ale sobie jakoś radzi. 
Dobry!
Błędy są?
Nie odpisuje po kolei.
Średnie, długie. Pluje na krótkie.
Powiązania lubię. 
Stanisław Jerzy Lec w tytule.
FC: Vini Uehara

I was born to love you.

Michael Kirschner
Urodzony 5 listopada 1978 roku w Waszyngtonie.  Syn śpiewaczki operowej oraz pisarza.  Człowiek do tańca i do różańca. Absolwent Uniwersytetu Yale na wydziale ekonomicznym. Od dziewięciu lat mieszka w Berlinie, gdzie jest dyrektorem finansowym w jednym z dużych przedsiębiorstw. Wymagający i pracowity. Od siedemnastu lat ojciec zbuntowanego Jacoba, z którego matką nie ma kontaktów, a co za tym idzie jego wychowanie spadło tylko i wyłącznie na jego barki. Od pięciu lat mąż wspaniałej Mariny, która jest jedyną kobietą w jego życiu. Razem zamieszkują spore dwupoziomowe mieszkanie w kamienicy w centrum miasta. Przygarnęli psa, który nazywa się kot i żółwia na którego mówią Żółw. Podobno w jego pracy wypada wyglądać nienagannie i schludnie, ale on nic sobie z tego nie robi i paraduje w kilkodniowym zaroście bo mu tak wygodniej.  Kłócą się o nieposprzątane naczynia i to co oglądać w telewizji. Michael niegdyś zapalony siatkarz od czasu do czasu odwiedza miejscową siłownię, gdzie choć trochę dba o formę. W nocy wyjada z lodówki lazanie, a za dnia pochłania niezliczoną ilość szarlotki i mocną czarną kawę.  Rozrzuca swoje skarpetki po całym domu, a brudne szklanki chowa w różne zakamarki w mieszkaniu. Wielki leń i jak przylgnie do łóżka to trudno go z niego wyciągnąć. Choleryk i nerwus. Borykający się z drobnymi problemami zdrowotnymi.


Wszyscy jesteśmy ofiarami dysfunkcji, pokoleniem końca wojny psychicznej. Jedyne wyjście to zamknąć klątwę, przestać się rozmnażać. Zabić się.



Tristian Ziber
dziewiętnastolatek pozostawiony sam sobie
prawdopodobnie przyszły narkoman i alkoholik

Jest idealnym przykładem dzieciaka, który kończy osiemnaście lat i uważa się za wielce dorosłego. Uciekł z rodzinnego miasta do Berlina, który miał być lepszym światem. Teraz musi robić różne świństwa aby się utrzymać. Kradzież czy uprawiany seks za pieniądze nie jest dla niego niczym dziwnym. Czasem wydaje mu się, że jest mało męski bo częściej robi to z facetami. Wynajmuje pokój u staruszki, która sądzi że jest dobrym chłopakiem. Lubi czystą wódkę i kreski z kokainy. 

Wszystko na świecie mija jak sen.


Maximilian Nitsche
dwadzieścia pięć lat, od jakiegoś czasu mieszka u byłej dziewczyny
grajek uliczny, bez rodziny, który umie tylko się nad sobą użalać.

Ludzie zazwyczaj nie zwracają na ciebie uwagi, ale ty za to patrzysz na nich. Rozchichotane grupki nastolatków, poważni biznesmeni, rodzice z dziećmi, kłócące się pary, starsze panie, oni wszyscy przechodzą koło ciebie obojętnie. Nie widzą, albo nie chcą widzieć. Masz dopiero dwadzieścia pięć lat i podobno całe życie przed sobą. Twoi znajomi są szczęśliwi, studiują, pracują, ale ty nie umiesz żyć jak oni. Nie umiesz mieć jednego stałego adresu, jednego partnera na całe życie, jedną, stabilną pracę. Nie to, że nie próbowałeś, ale za każdym razem wychodziło tak samo. Masz dopiero dwadzieścia pięć lat, jesteś młody, wszystko może się zmienić, ale jedno na pewno nie. Utrudniasz sam sobie życie, gotując sobie, to co masz teraz. Z każdym dniem robisz się coraz bardziej zgorzkniały, ale masz to na swoje własne życzenie. Nawet teraz mógłbyś zostać mechanikiem samochodowym, w końcu po co ci było tyle lat nauki. Mógłbyś zacząć zarabiać, mógłbyś w końcu przestać mieszkać u Karen i raz na zawsze zerwać z nią kontakt. Mógłbyś wziąć się za siebie i zacząć żyć na własny rachunek. Ale tego nie robisz. Brak ci motywacji, dopóki masz dach nad głową to dla ciebie jest dobrze.Zazwyczaj siedzisz na tym samym placu. Zazwyczaj ktoś ci wrzuci parę centów, czasem euro. Zazwyczaj zaraz potem, wszystko co zarobisz, przepijasz. Nie możesz się wyrwać z tego otępienia, cały dzień, albo grasz na zniszczonej gitarze twojej matki, albo szwendasz się po Berlinie z piwem w dłoni. Czasem znikasz na parę dni i znów się pojawiasz, czasem pukasz do drzwi odległego znajomego, z pytaniem, czy może ciebie przenocować. Starasz się unikać Karen, jej oskarżającego spojrzenia. Jesteś pasożytem, zdążyłeś to zaakceptować. W przeciwieństwie do innych. Kiedyś lubiłeś marzyć. Miałeś być prawnikiem, tak jak ojciec, ale wszystko w co w tamtym czasie wierzyłeś, odeszło wraz z nim.

powiązania, inne

zdjęcie z  tumblra, cytat nie wiem kogo.
minimalistycznie, z czasem poprawie,
wątki i powiązania jak najbardziej

Kiedy ktoś musi robić film aby opłacić dziecku prywatną szkołę i trzy eksżony, niech nie mówi mi o tym jakim jest artystą. Wtedy to jest praca. Ja nie mam pracy, ja mam powołanie.


Andreas Cadwallader
13.08.1973, Cardiff, Walia
Reżyser, który właśnie zrobił (podobno) film życia

Początkowo Berlin miał dać lekkie poczucie wolności, potem stał się drugim domem, którego nie potrafi na dłużej opuścić. Zasypia na stojąco, dużo mówi, jeszcze więcej myśli. Nie potrafi wyplątać się ze słuchawek, pija kawę zawsze w tym samym miejscu, angażuje się we wszystko co może, wpada w szały twórcze o piątej nad ranem, szyje garnitury na miarę, kaleczy niemiecki swoim walijskim akcentem, nie umie się zdecydować, brawurowo ogarnia życie, bo ktoś w tym związku musi skoro jego facet nie potrafi i woli samoloty od samochodów. Pewnego dnia obudził się w środku nocy z pomysłem na film, który uczynił z niego chwilowego króla wszystkich liczących się box office'ów. Podobno dobrze patrzy mu z oczu, podobno sprawdza się jako kompan wszelkich zakupów, podobno morduje za pytania o życie osobiste, podobno gotuje jak mało kto, podobno jest w stanie wsiąść w auto o czwartej rano, kiedy najlepszy przyjaciel dzwoni z problemem, podobno niemiecka gramatyka wciąż jest dla niego wyzwaniem, podobno da się pokroić za ciastka i czekoladę. Po sześciu premierach, serii wywiadów, ścianek i dziennikarskich nieporozumień, doszedł do wniosku że trzeba trochę odpocząć. Ochoczo kursuje między Niemcami a Walią, gdzie zostawił nie tylko rodziców i brata, ale też dziesięcioletnią córkę, która chętnie wpada na dłuższe wakacje do Berlina.

______
Luke Evans, bo pokochałam całym sercem!
Nie gryzie, nie połyka w całości, wielbi długie wątki i powiązania.
Quentin Tarantino na górze.
Ostatnio jestem mistrzem minimalizmu.
Jestem tak często jak tylko mogę.
Karta była również na innym blogu.

What if you can't give a hundred percent?

Marina Kirschner

Trzydziestoletnia stylistka, pracująca między innymi dla magazynu Elle. Od pięciu lat kochająca żona. Kobieta, która połowę swojego życia powtarzała, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Teraz nie wyobraża sobie samotnych poranków. Oddana przyjaciółka i wielka zazdrośnica.
Wiecznie zabiegania i w jakimś stopniu nieogarnięta, bardzo często łapie się za wiele zadań, a potem nie wie w co ręce włożyć. Nie znosi nudy, chociaż nie przeszkadza jej oglądania miliona seriali po nocy. Zawsze jest jej pełno, a to na kogoś krzyczy, a to się śmieje, a to znowu się spieszy. Notorycznie zasypia, dlatego jej punktualność leży i kwiczy. Ceni sobie szczerość i ona sama rzuca nią na prawo i lewo, co nie zmienia faktu, że dla drugiego człowieka zrobi bardzo wiele, a samą siebie postawi na drugim miejscu. Bardzo często określana osobą zbyt dobrą, przez co momentami ubolewa jej stan psychiczny, ją samą mało to obchodzi. W życiu chyba nie życzyła komuś czego złego. Jak na złość doszukuje się w ludziach dobrych cech, a jak ich nie znajdzie to na siłę je tworzy. Kirschner zawsze ma rację i kiedy wpadniesz do niej zapłakany, wpierw przypomni o tym, co jeszcze niedawno mówiła, a potem usmaży ci mielone, aby lepiej zrobiło się człowiekowi na sercu. Nałogowa palaczka, wielbicielka mięsa oraz truskawek. Mała z niej wariatka, co widać chociażby po jej wielkim znerwicowaniu, jak każda kobieta lubi sobie pokrzyczeć. Istna pedantka, która może zabić za nieumytą szklankę. Jej buty oraz torebki posiadają swój własny pokój, a ubrania kolejny, co wcale jej nie przeszkadza, a nadal jej mało. Wręcz choruje na chomikowanie i najchętniej postawiłaby wazon na wazonie, gdyby mąż jej pozwolił znosić te wszystkie rzeczy do domu. 
Nigdy nie odmówi wina i zrealizowania najgłupszego pomsłu świata. Zawodowo robi z igły widły i stanowczo nie da się jej przegadać. Rzadko kiedy zachowuje się jak kobieta, która we wigilię skończy trzydzieści jeden lat, ale ludziom z jej otoczenia wcale to nie przeszkadza. W wysokich butach o wiele lepiej radzi sobie niż w płaskich, za to jest wielkim piratem drogowym bo dlaczego miałaby malować się w domu, lepiej się wyspać.
Marudzi zawodowo, a nawet tak dobrze, że możne dostać za to Nobla. Chciała kiedyś zostać nauczycielką niemieckiego, ba skończyła nawet germanistykę, ale oglądanie pokazów i ubieranie ludzi o wiele bardziej jej odpowiada.

[ Tytuł z Chirurgów, na zdjęciu Gisele Bundchen.  Marina nie gryzie i lubi powiązania '>]

I co z tego, że wyglądasz tak młodo, skoro czujesz się jakbyś przeżyła co najmniej siedemdziesiąt lat?

Liliana Aleksandrowicz, 

 mieszkająca w Berlinie Polka po tatusiu i Włoszka po mamusi.
Dwadzieścia dziewięć lat, a zegar nadal tyka!
Małe mieszkanie w centrum, tuż nad jedną z wielu kawiarni.

Wychowana przez nadal nieokiełznanego ojca - pisarza i aktora w jednym. Polaka, który po urodzeniu córki odciął się od rodziny, bo nie zgadzali się oni na związek z nikomu nie znaną Włoszką. Popełnił wielki błąd wyjeżdżając z rodzinnego Olsztyna, aż do Krakowa, bo jego ukochana tuż po miesiącu wspólnego życia wypięła się na niego i wróciła do Italii. On jednak uniósł się honorem i pomimo błaganiom matki został w Krakowie. Podołał najważniejszemu zadaniu, wychował sam, bez prawie niczyjej pomocy córkę. Córkę, która sprawiła mu wielką niespodziankę składając papiery na Uniwersytet Jagielloński na wydział medycyny, a nie aktorstwa w PWST.
Od zawsze uczyła się dwóch języków - angielskiego i niemieckiego, z czego tego drugiego zwyczajnie nie znosiła. Nie potrafiła zrozumieć, jak ludzie mogą się nim naturalnie posługiwać. Nie miała żadnych uprzedzeń do Niemców, w przeciwieństwie do jej krakowskich sąsiadów, którzy osób tej narodowości wręcz nienawidzili. I nadal pewnie nienawidzą. Popełniła jeden wielki błąd. Prawie taki sam jak jej ojciec kilkadziesiąt lat wcześniej. Tyle, ze ona z miłości nie wyjechała do innego miasta. Ona wyjechała do zupełnie innego kraju. A teraz czasami żałuje, a czasami wręcz przeciwnie. Kompletnie sama, opuszczona przez ukochanego już od sześciu miesięcy pani weterynarz, która ze wszystkich sił próbuje się wypromować.

And I wanna kiss you, make you feel alright
I'm just so tired to share my nights
I wanna cry and I wanna love
But all my tears have been used up
On another love, another love


[Wątki i powiązania, jak najbardziej taak. <3
Nawet te najdziwniejsze, o! Uprzedzam, że wolę zaczynać niż wymyślać. ;p
Tom Odell - Another Love.
Antoni, były narzeczony do oddania. :D]

sobota, 14 grudnia 2013

Bo tylko wariaci są coś warci, nie?

Marlis Nentwig
Ta, którą wszyscy mają za niezrównoważoną psychicznie.

Nie zna swoich rodziców, nie zna swojego rodzeństwa, nie zna nawet dnia i miejsca swojego urodzenia. Podrzucona kiedyś do domu dziecka, z niewielkim skrawkiem papieru przyczepionym do czapeczki.  
"Ma na imię Marlis"

Jako dziewczynka, marzyła by poznać swoich rodziców. Jako nastolatka nienawidziła ich. Jako młoda kobieta ma to gdzieś.

Wymyśliła sobie nazwisko, opuściła dom dziecka i wyjechała do stolicy, by zarobić a potem pójść na studia.  Teraz mieszka w małej kawalerce i pracuje jako kelnerka w niewielkiej kawiarni. Ledwo wiąże koniec z końcem. 
 Jest dziwadłem, wariatem, oszołomem i Bóg jeden wie kim jeszcze. Ból, cierpienie i samotność wyrządziły na jej psychice nieuleczalne rany. Czasem wiecznie się uśmiecha, czasem ma wrażenie, że ktoś ją śledzi, czasem bez powodu wrzeszczy jak opętana, czasem zatrzymuje się na ulicy i gapi w przestrzeń, czasem gada filozoficzne mądrości choć jej w pomieszczeniu sama. I w dalszym ciągu nie ma nikogo, kto by jej z chorobą pomógł.
Szukam kogoś kto naprawi Marlis.