Stukasz palcami o blat stołu i nerwowo spoglądasz w stronę zegara. Ciche tik tok tik tok zagłusza twój wewnętrzny spokój, a porównując z ciszą panującą w pomieszczeniu, jest niczym nieznośny hałas. Nie lubisz tych całych coniedzielnych obiadków w rodzinnym domu (jeżeli można go tak nazwać). Matka wtedy, jak zawsze, pyta się ciebie i Laury co u was, jak na studiach... Właściwie, jej pytania nigdy jakoś ciebie nie denerwowały. Zawsze wiedziałeś, że pytała z czystego zainteresowania. W końcu byłeś jej synem, a Laurę wychowywała od małego. Za to twój ojczym... On wszystko psuje. Na sam jego widok skręca cię od środka. Zastanawiasz się, co twoja matka w nim widziała. Przecież to istna bestia, jego nie da rady się lubić, więc co dopiero kochać... Ta jego udawana życzliwość i troska... Nienawidzisz kłamstwa i udawania, ale najwidoczniej obłuda, to jego drugie imię. Za każdym razem jednak, gdy jesteś obecny w trakcie obiadów, siedzisz przy jednym stole z matką, Laurą i przeklętym ojczymem, zaczynasz rozumieć pewną rzecz... Dochodzisz do pewnego faktu, wciąż od nowa. Rozumiesz, że przeklinasz w duchu ich wszystkich, ten cały dom, krótkie dzieciństwo i próbujesz uciec od czegoś, co pozornie nie ma wyjścia. Toniesz w myślach i masz wrażenie, że zaraz mimowolnie wstaniesz, klniesz na głos i wyjdziesz z hukiem z domu. Nawet masz zamiar to zrobić, gdy nagle odzywa się do ciebie ojczym.
- Czemu zawsze jesteś taki poddenerwowany? - pyta, patrząc ci prosto w oczy. Bezczelność. Uśmiechasz się cynicznie pod nosem. W myślach odpowiadasz, że to on na ciebie tak działa. Że masz ochotę obić mu twarz i wyjść. Nigdy więcej tu nie wracać. Zaszyć się w mieszkaniu, rozmawiać ciągle ze swoją współlokatorką, malować, robić wszystko, co lubisz... Jednak milczysz. Po chwili wstajesz, mruczysz jakieś słowo pod nosem, które prawdopodobnie miałoby oznaczać "Przepraszam, ale muszę już iść", po czym bez słów wyjaśnień wychodzisz z jadalni. Nie mija sekunda, a ty odpalasz już silnik swojego motoru, po czym ruszasz w stronę swojego mieszkania. Czemu musisz być taki nerwowy? Taki pamiętliwy? Wszystko jest po prostu bezsensu. Chcesz, by było dobrze... Zawsze chciałeś. Chciałeś uchronić matkę przed mężem. Jednak ona odrzucała twoją pomoc, twoją troskę. Wiedziała, że Klaus jest złym człowiekiem, ale miłość wygrała z rozsądkiem, a jej najwidoczniej spodobało się udawanie ślepej i głupiej. Zawsze jednak chciałeś, by było dobrze. Przez pewien okres czasu byłeś posłuszny jej i temu dupkowi. Ale w pewnym momencie miałeś dość. Twoje zachowanie nie można było nazwać buntem. Raczej ucieczką w stronę niezależności. W pewnym sensie ci się udało. Wszyscy dali ci spokój. Ale zawsze chciałeś dobrze. Chciałeś zawrócić i jakoś potrząsnąć matką! Ale zawsze tym samym wszystko psułeś. Praktycznie, zauważyłeś coś. Wszystko, co dotkniesz, zawsze umiera... Ciągniesz za sobą kłopoty... Wciąż, wciąż, bez końca. Dlatego wolisz być sam. Samiutki ze sobą. Wtedy twoje dobre chęci nie zamienią się w kłopoty i ból. Wiele rzeczy unikniesz. Ale trudno tak odizolować się od ludzi, którzy czasami sami do ciebie lgną. A w szczególności, trudno trzymać na dystans ludzi, którym nie przeszkadza twoja opryskliwość, bezczelność, porywczość, czy lekkomyślność. I, co najgorsze, tobie trudno wciąż uciekać od takich ludzi, prawda, Florian?
Florian Hoffman
Dwadzieścia cztery lata (25 maja 1989; Berlin). Student malarstwa. Dzieli z Sienną Berry mieszkanie w skromnej kamienicy. Heteroseksualny i w pewnym sensie do wzięcia. Ojca nie zna, ale ponoć był Hiszpanem. Nienawidzi swojego ojczyma, więc nosi panieńskie nazwisko swojej matki. Na koncie zaliczony romans z przyszywaną siostrą. W weekendy pracuje w Fast Foodzie, byle nie żyć na pieniądzach ojczyma. Ostatnio jego życie wywróciło się do góry nogami. Nie nauczył się jeszcze chodzić na odwrót, ale sobie jakoś radzi.
Dobry!
Błędy są?
Nie odpisuje po kolei.
Średnie, długie. Pluje na krótkie.
Powiązania lubię.
Stanisław Jerzy Lec w tytule.
FC: Vini Uehara